Rzadko na blogu się żale, ale ostatnio nie mogę pojąć zasad działania w pewnej kwestii naszego przedszkola (u nas akurat państwowe). Córka chodzi tam od września, oczywiście jeśli akurat nie jest chora, więc rzadziej tam bywamy niż nie, ale to już inny problem.
Po takim naszym niebyciu w przedszkolu znalazłam na półce u córki książeczki "edukacyjne" z pewnego wydawnictwa i napis na karteczce, że można je wziąć do domu, rozpakować i obejrzeć. Jeśli się spodobają, to należy za nie zapłacić, jeśli nie, to zwrócić.
Wiem, że przedszkole próbuje rożnymi sposobami dorobić do swojego niskiego budżetu, stąd pewnie trzy sesje fotograficzne w ciągu pierwszego półrocza, a teraz te książeczki. Prawdopodobnie za takie akcje dostają pieniądze. Ale zaraz powiem Wam co mi w tym najbardziej nie odpowiada. Ano sposób realizacji, jaki sobie wymyślili. Książeczki położyli tam, gdzie córka trzyma swoje ubranka i tam, gdzie kładą do zabrania rysunki i inne prace, tam też znajduje karteczki od logopedy i naklejki, które córcia dostaje za dobrą współprace, tam był też dyplom i książeczka z tytułu pasowania, które nas ominęło. Rzecz mogę podsumować tak. Do tej pory wszystko co tam było, należało podczas odbierania zabrać do domu. Córka z przejęciem zawsze tego pilnowała, aby wszystko zabrać, bo często traktowała to jako nagrodę.
I teraz leżą te książeczki i czytam o co chodzi. Ok, wiem od razu, że ich nie chcę, bo co jak co, ale tego typu pozycji mam w domu naprawdę dużo i jeszcze wiele z nich czeka na nasze wspólne wypełnienie. Mówię dziecku, że to zostawiamy, jednak ona jak zwykle bierze to co na półeczce i chce z tym wyjść, zawsze tak było do tej pory. Próbuję tłumaczyć o co chodzi, choć sama jestem trochę zaskoczona tą sytuacją, dziecko moje oczywiście łzy w oczach i zaraz będzie wyć. A do domu akurat w ten dzień będziemy wracać na pieszo, zajmuje nam to 40 minut. I ja mam teraz z ryczącym dzieckiem iść, pewnie jeszcze nieść, bo obrażona nie będzie chciała iść. Hm... cena 22zł, a więc nie majątek, dla mego świętego spokoju wzięliśmy. Wiem, książeczki jeszcze można oddać, ale zaraz po rozpakowaniu córka zaczęła malowanie. Zresztą wiedziałam, że tak będzie. Bo jak to mam dziecku teraz powiedzieć, że dostała książeczkę do malowania, ale teraz nie można w jej malować i trzeba oddać? I czego to ją ma nauczyć? Oglądamy rzeczy w sklepie i odkładamy, ale nie zabieramy ich do domu, by wypróbować. To jakaś próba ma być dla dziecka? Wiadomo przecież, że nie ma skuteczniejszej sprzedaży niż sprzedaż bezpośrednia. Ale żeby stosować takie praktyki na przedszkolaku?
Zbulwersowana poszłam do pani dyrektor zapłacić za te książeczki i zastrzegłam, żeby takie sytuacje więcej nie miały miejsca. Aby więcej nie kładziono nam takich pozycji na półeczce, przecież można taką propozycję przedstawić w innej formie, napisać ogłoszenie na tablicy, przekazać informacje przez nauczycielki. Jednak zamiast zrozumienia, choćby udawanego, pani dyrektor stwierdziła, że przecież dziecku można wytłumaczyć. Tak mnie zaskoczyła swoimi słowami, że stwierdziłam tylko, że dziecko moje nie musi wszystkiego rozumieć. Ale do tej pory nie pojmuję, dlaczego mam narażać moje dziecko na takie nieprzyjemności, przecież to nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem, przynajmniej normalnym życiem.
I może bym zapomniała jakoś o tej sytuacji, gdy nagle po niecałym miesiącu, znów znalazłam na naszej półeczce kolejną książeczkę, tym razem chyba z innego wydawnictwa i przeznaczoną raczej dla dzieci szkolnych, bo część ćwiczeń to ćwiczenie pisania literek. A więc pozycje przypadkowe, podrzucone dla wszystkich grup przedszkolnych. Pani dyrektor zwyczajnie ma gdzieś co ja powiedziałam, co czuje moje dziecko i jak to wychowawczo odbija się na nim. I tak mi się przypomina z dzieciństwa takie przysłowie, które chyba trzeba jej przypomnieć: "kto daje i zabiera, ten się w piekle poniewiera".
Dajcie znać jak to wygląda u Was, też to wszystko jest takie nachalne?
Jak ja to dobrze znam.Przez pierwsze trzy lata w ten sposób musialam kupować te książki,bo oczywiście dziecko chce.Teraz kilka dni temu przyniosła młodsza córka ,17zl zestaw ćwiczeń ale juz sama z nich zrezygnowała .Przecież można nam na zebraniu pokazać i wtedy możemy zdecydować czy chcemy czy nie.Najgorzej było w zerówce,dzieci ciągle do domu te książeczki przynosiły i oczywiście tak jak mówisz skoro dostała to dlaczego ma oddawać.Wkurzyłam się za to niesamowicie kiedy w pierwszej klasie ,bez naszej zgody fotograf zrobił dodatkowe zdjęcia dzieciom.Czapka i tunika dirobiona w photoshopie ,ramka za złotówkę i dzieci dostały je do domu do wglądu dla rodziców.Kuźwa 37 zł za zdjęcie które sama bym lepiej zrobiła,kupiła ramkę i wywołała za 2zl w rossmannie.Mała w płacz,bo dlaczego ja dla niej nie chce tego zdjęcia.Kupiłam ,a kilka dni później było zebranie.Czy naprawdę nie mogli poczekać te kilka dni i na tym zebraniu nam pokazać?Zwłaszcza ze termin zapłaty był jeszcze kilka dni po.
OdpowiedzUsuńPrzecież to ewidentne naciągania i granie dziećmi.
To mnie trochę przerażasz, myślałam, że w szkole jest trochę inaczej.
UsuńNiestety z wiekiem nic sie nie zmiena ,no może forma książek.Starsza w czwartej klasie przyniosła zestaw testów do po ćwiczenia.
UsuńNiestety pretensji do przedszkola mieć nie możesz. Zakup był dobrowolny i rzeczywiście mogłaś dziecku wytłumaczyć sprawę. Teraz wszystko takie nachalne, nic nie poradzisz.
OdpowiedzUsuńJednak uważam, że dziecku nie powinno się podsuwać rzeczy do kupienia. To jednak rodzic decyduje, czy to coś jest potrzebne i czy go na to stać. A moje dziecko nie musi jeszcze tego rozumieć i też tego nie rozumie. Poza tym ma wspomaganie w przedszkolu pedagogiczne i logopedyczne o czym pani dyrektor doskonale wie, więc mówiąc mi, że można to wytłumaczyć dziecku jest z jej strony wielką ignorancją. Poza tym jeśli sobie tego nie życzę, to podobne sytuacje nie powinny już mieć miejsca, a jednak mają. Przedszkole to nie targ.
UsuńO rany! Jestem w szoku! U nas książeczki leżały w pudle opisane. Były tak koszmarne, że chyba nikt się na nie nie zdecydował. Za to ostatnio były robione zdjęcia na balu karnawałowym - 3 zdjęcia dziecka i jedno grupowe. Cena 32 złote. Pani dała je dzieciom żeby obejrzały podczas Dnia Babci.Mimo, że były koszmarne większość osób je kupiła. My też:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia na razie były zawsze do obejrzenia u pani dyrektor.
UsuńMyślę, że to było celowe działanie,niestety....Książeczki można położyć w innym miejscu, no ale wtedy sprzedaż będzie mniejsza.
OdpowiedzUsuńCelowe na pewno. Wiadomo ze tak najwięcej zarobią, ale nie powinni zapominać jakie podstawowe funkcje pełni przedszkole.
UsuńO rany, ale opcja...na pewno było celowe działanie, żeby książeczki trafiły do domu dziecka
OdpowiedzUsuńZabierz do domu, ale możesz odnieść... Ciekawe ile osób przyniesie, kto będzie "wyrywał" je w domu dzieciom.
UsuńMoja córcia jeszcze nie chodzi do przedszkola, więc nie spotkałam się z czyms takim. Znam jednak nie jedno przedszkole i osoby w nich pracujące i wiem, że w tych mi znanych takie sytuacje nie maja miejsca. Najpierw z ofertą zapoznaje się kadra a potem decyduje czy polecić rodzicom. Zawsze odbywa się to na zebraniach lub informuje się, że są takie książki i można je obejrzeć np. u sekretarki. Nigdy nie są zostawiane w szatni, Jesli przedszkole organizuje zdjęcia to też najpierw oferta przedstawiana jest rodzicom. Każdy może zobaczyć przykładowe zdjęcie i zdecydować czy chce czy nie. uważam, że dzieciom nie należy wciskać wszystkiego, bo to bardziej jak pewne, że dzieciak będzie chciał :) bo Zosia, Marysia mają, a ja nie mam. Dziwne, że Pani dyrektor tego nie rozumie.
OdpowiedzUsuńTo na pewno tez tak jest, że dzieci się chwalą, że wzięły książeczki do domu, a inne nie. Każdy wie, że są różnice w poziomie dochodów poszczególnych rodziców, ale po co kolejne sytuacje, by dzieci to zauważały. To dopiero przedszkolaki, a nasza grupa jest najmłodsza.
Usuńja moja 3 latke wypisałam ma jeszcze czas na choroby i brutalną dzunglę
OdpowiedzUsuńO chorobach to już nie chce pisać, więcej nas nie ma niż jesteśmy :/
UsuńTo celowe działanie mające na celu wyłudzenie pieniędzy. Wiadomo, że dziecko, jak to dziecko lubi takie książeczki i choć ma w domu ich pełno, to będzie chciało kolejne, a rodzic praktycznie nie ma wyjścia i musi kupić
OdpowiedzUsuńTylko co z rodzicami, którzy naprawdę nie mogą sobie pozwolić na takie wydatki. Dzieci, które są objęte opieką społeczną są również w przedszkolu, nawet opieka dofinansowuje im obiady. A tu taka akcja. Zresztą ja też wolałabym sama decydować, na co wydam pieniądze.
UsuńJa powiem jedno - pracowałam pół roku w przedszkolu i wiem, ze gdy będę mieć dziecko, zacznie od zerówki, do przedszkola nie puszczę, poziom intelektualny niektórych pań przedszkolanek woła o pomstę do nieba, jak również ich pożal się Boże metody wychowawcze... Nie wspomnę już o tym, że czas to one spędzały an plotkowaniu albo wycinankach i zmieniannu gazetek co parę dni, zamiast w tym zcasie przypilnowac dzieci czy się nimi fajnie zająć. Nie mówię, ze tak jest w każdym przedszkolu, na pewno są wykwalifikowane przedszkolanki i wspaniale placówki, ale to, co tam widziałam skutecznie mnie do przedszkola obrzydziło...Przykre to niestety:(
OdpowiedzUsuńU nas jest problem z wychodzeniem na dwór, góra wychodzą raz w tygodniu, czego nie rozumiem. Ostatnio dzieci dużo chorych i grupa potrafi liczyć 10-15 osób, a nauczycielkom się nie chce wychodzić.
UsuńMam staż w przedszkolu i przyznam szczerze, że o czymś takim pierwszy raz słyszę, masakra ;/ Raz w miesiącu chodzimy do biblioteki, gdzie mają bardzo ciekawe zajęcia i wypożyczają sobie książeczki, które ich interesują. Ponadto w sali jest kącik czytelniczy i jest tam multum książek, do których mają dostęp na bieżąco. Kto to widział jakieś płacenie.
OdpowiedzUsuńTo są ćwiczenia i kolorowanki z przeznaczeniem do dodatkowej nauki w domu. Tylko że tego typu publikacje znajdzie się w domu pewnie każdego dziecka, przedszkole nie musi mi dodatkowo wskazywać co i kiedy ja mam kupić.
UsuńMy nie mamy takiego doświadczenia w tej kwestii ale pamiętamy z dzieciństwa, że też bardzo często podobne książeczki krążyły w przedszkolu i klasach podstawowych. My zawsze wiedziałyśmy, że nie możemy ich brać bo w tamtych czasach były dla naszej rodziny za drogie i do tego musiałybyśmy wziąć więcej egzemplarzy dla rodzeństwa. Nie zmienia to faktu, że zawsze było nam przykro a nauczycielki nie raz kpiły sobie z tych osób, które ich nie brały :/
OdpowiedzUsuńNo właśnie, po co stwarzać takie niezdrowe sytuacje dzieciom.
UsuńBardzo niemiła sytuacja, oby takowe więcej nie miały miejsca..
OdpowiedzUsuńnieciekawie, sprzedaż, wciskanie klientom, wszystko za wszelką cenę, bez klasy :)
OdpowiedzUsuńpamiętam, że jak chodziłam do szkoły podstawowej, a było to kilka ładnych lat temu tez otrzymywaliśmy takie zestawy do obejrzenia i mogliśmy je oddać. Raczej nikt nie miał z tym problemu, większość wracała do szkoły nawet nie rozpakowana.
OdpowiedzUsuńpatrząc na realia naszego świata dziecku trzeba wszystko wytłumaczyć. Robiąc zakupy również możemy zapoznać się z produktem, a jeśli nam nie odpowiada po prostu go oddać.
Mimo tego, że moja pociecha jest jeszcze mała to wychodzę z założenia, że im wcześniej się nauczy, że nie musi mieć wszystkiego tym lepiej dla niej.
Dla mnie jednak sytuacja w przedszkolu to zbyt "brutalne" przybliżenie dziecku świata. Jednak mi się to zbyt kojarzy z dawaniem i zabieraniem, a nie jak w sklepie, że córka ogląda zabawki i odkłada, bo wie, że jest coś takiego jak kasa. A tu przedszkole zaczyna działać jak supermarket, tyle że tam nikt mi nic nie wrzuca do koszyka tego co nie chcę, jak pani dyrektor.
UsuńP.S. Ja chyba zbyt dawno chodziłam do szkoły i nie wiedziałam, że takie sytuacje praktykowane są już od jakiegoś czasu.
Dzieci chcą i rodzice im kupują, a przedszkole na tym bazuje... ciekawa strategia :) u mnie na szczęście Pani dyrektor nie jest tak chytra ;)
OdpowiedzUsuńA o u nas okazało się, że z niej przebiegła lisica.
UsuńJa mam syna w zerówce, takich akcji nie było na szczęście, jednak pani konsultuje wcześniej z rodzicami dane sprawy. Coś takiego nie powinno być miejsca. Nie fajna sytuacja...
OdpowiedzUsuńNiechby se już sprzedawali co chcieli, ale bez pośrednictwa dzieci.
UsuńJa się zastanawiam czy nie ma na to jakiegoś paragrafu
OdpowiedzUsuńMożliwe, że sprzedaż w takich miejscach jest uregulowana. Ale ja też nie mogę zadzierać zbytnio z panią dyrektor.
UsuńNie dziwię sie Twojemu wzburzeniu..Sama zareagowała bym identycznie...swoja drogą pogratulować pani dyrektor pedagogicznego podejścia...
OdpowiedzUsuńPrzedszkole to nie tylko opieka, również nauka i wychowanie, a tu takie numery.
UsuńNie dziwię się twojemu wzburzeniu.. Ja na razie nie miałam takich sytuacji w żłobku, ale moja córcia ciągle coś łapie w żłobku i jest może z 3 dni w miesiącu. Mnie denerwuje to, że muszę płacić za jedzenie i środki czystości jak za cały miesiąc mimo, że dziecię nie chodzi. Denerwujące jest to, że panie wychowawczynie mimo moich rozmów z nimi dalej dają mojej córce butelki, smoczki, ubrania, kapcie innych dzieci. Mimo, że moja córka ma SWOJĄ butelkę, ciuchy i kapcie, które są podpisane, a smoczka nie używała i nie używa...
OdpowiedzUsuńŻłobek nas ominął.
UsuńOj szkoda Twojej córki, z taką wymianą wirusów i bakterii tylko bidulka się więcej nachoruje. A z tym smoczkiem, to niedopuszczalne! Z każdym logopedą, z którym rozmawiamy, to pierwsze pyta nas, czy smoczka córka używała? A tu panie z żłobka Was uszczęśliwiają nim na siłę :/
No u nas takich hec nie było, ale to były lata temu, zobaczymy co będzie od września bo moja najmłodsza zaczyna swój nowy etap przedszkolny (chyba, jak ją przyjmą)
OdpowiedzUsuńOby tylko choróbska Was nie dopadły, jak nas.
Usuń